Sen z dnia : 27.09.2014

W letni poranek, jechałam autobusem przez nieznaną miejscowość. Siedziałam na tyle, ponieważ lubiłam obserwować znajdujących się w pojeździe ludzi. W połowie drogi zauważyłam niemałe poruszenie wśród pasażerów. Zastanawiałam się z jakiego powodu więc zaczęłam wypatrywać czegokolwiek za oknem. Nagle zauważyłam, że przez przejście w autobusie przeszła niewyraźna postać, niczym z mgły. Wszyscy przestraszyli się zaczynając panikować jakby ujrzeli ducha. Po chwili zastanowienia zauważyłam, że był to właśnie duch, a raczej jego część. W podłodze autobusu między siedzeniami przechadzał się duch małego chłopca. Podłoga przecinała go w różnych miejscach, najczęściej w pół, najgorzej ludzie reagowali gdy tylko głowę miał nad podłogą. Nie wiedzieć czemu kierowca jeździł w kółko, chcąc uciec od ducha, który ciągle przechodził przez autobus. Wszyscy krzyczeli aby jechał a nikt nie chciał się po prostu zatrzymać i wyjść. Po kilku godzinach skończyło się paliwo, autobus przestał się ruszać, dopiero wtedy ludzie, wcześniej siedzący bez ruchu najdalej od ducha, pobiegli w stronę drzwi przepychając się i krzycząc. Ja jednak dokładniej mu się przyjrzałam, chłopiec wyglądał na przerażonego i smutnego, zapewne zachowaniem tych ludzi. Zapytałam więc dlaczego jest duchem i co tutaj robi. Powiedział, że ma dopiero 6 lat i zginął potrącony przez samochód. Mówił, że długo szukał kogoś kto by się nim zainteresował lub go zrozumiał a wcześniej nikt go nie zauważał i czuł się samotny. Domyśliłam się że jestem pierwszą osobą która z nim rozmawia od kiedy nie żyje.
Chciał znaleźć dom, ale nie bardzo pamiętał jak. Wyszliśmy z pustego autobusu, zatrzymał się na jakiejś ulicy, nie znałam tego miejsca ale nie było tu zbyt wiele budynków. Prawie wszystkie to domy jednorodzinne niestety wyglądające prawie tak samo. Musiał pamiętać jakieś szczegóły, które wyróżniały jego dom lub okolicę. Przechodziliśmy przez ulicę zatrzymując się przy każdej bramce przyglądając się budynkom. Kilkanaście domów dalej udało nam się znaleźć jego dom. Wbiegł na podwórko zachwycając się każdą rzeczą jaką tam znalazł, mówił że wszystkie jego zabawki były wcześniej porozrzucane teraz ktoś je posprzątał ale żadnej nie brakuje. Kiedy już się nacieszył zapukałam do drzwi, po tym co mówił otworzyła jego mama, kiedy zapytała o co chodzi nagle zamurowało mnie. Co miałam jej powiedzieć, aby nie wzięła mnie za wariatkę? Zaczęłam od tego, że jestem tu aby porozmawiać o wypadku ich syna. Zainteresowali się tym bardzo i zaprosili do środka. Weszłam i usiadłam we wskazanym miejscu, kątem oka zauważyłam jak chłopiec usiadł na dywanie, wydawało mi się jakby z kimś rozmawiał. 
Nie wiedziałam od czego zacząć więc postanowiłam zacząć od incydentu w autobusie, nie spodziewałam się, że jego rodzice będą uważnie słuchać a nawet pytać o szczegóły. Musiałam im odpowiedzieć na kilka pytań, takie na które mógł odpowiedzieć ich syn. Wszystkie odpowiedzi były trafne, kiedy uświadomili sobie o wszystkim ucieszyli się. 
Opowiedzieli mi o wypadku, minęło zaledwie kilka dni. Przez kilka godzin przekazywałam rodzicom jego słowa, bo nie mogli go zobaczyć ani usłyszeć. Usiłował wszelkimi sposobami aby ich pocieszyć, przekazałam każde słowo chłopca. Byli wzruszeni kiedy powiedział, że chciałby wiecznie pozostać tu z nimi jako błąkający się duch. Martwił się jedynie tym, że będzie się trochę nudzić bo nikt poza mną go nie słyszy. Zaproponował innym duchom dzieci aby odwiedzały go w domu na chwilę, rodzice zgodzili się kiedy zapytał o ich zgodę. Bardzo się ucieszyły, bo one nie zdołały znaleźć swoich rodzin.  
Musiałam już wracać, chociaż wszyscy woleli abym została dłużej, bez mojej pomocy nie mogli rozmawiać ale obiecałam, że będę wracać tu w każde urodziny chłopca aby mógł porozmawiać ze swoją rodziną.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

30.01.2015